od prawdy nie mozna uciekać !
http://wtemaciemaci.salon24.pl/178536,dymiacy-nagan
"Smoking gun", czyli dymiąca broń, to popularny skrót myślowy pojęcia
poszlaki, czyli dowodu pośredniego, informacji która pozwala
interpretować wydarzenie i sformułować o nim wstępną opinię. Poszlaka
nie ma wagi dowodu bezpośredniego, a co za tym idzie interpretacje na
niej oparte mogą, ale nie muszą być zgodne z rzeczywistym przebiegiem
zdarzenia.
Jeśli policja wezwana przez sąsiadów, słyszących krzyki i strzały z
broni palnej, przybywa na miejsce zdarzenia i zastaje tam trupa z
ranami postrzałowymi i stojącego nad nim gościa trzymającego pistolet,
który jeszcze dymi z lufy, to jakkolwiek nie jest to wystarczający
dowód, by go oskarżyć przed sądem, że to on zastrzelił faceta leżącego
na ziemi, to jest to istotna poszlaka, wystarczająca by go zamknąć do
wyjaśnienia.
Stąd "smoking gun".
Naturalnie, poszlakę może potem potwierdzić sekcja zwłok, ekspertyza
balistyczna broni i wydobytego z ciała ofiary pocisku, analiza
odcisków palców na broni, testy chemiczne na obecność niedopalonego
prochu na rękach podejrzanego etc. etc. - wtedy to już będą
bezpośrednie dowody czynu.
Podejrzany na podstawie poszlaki może też oszczędzić wszystkim czasu i
zachodu i po prostu przyznać się do zabójstwa lub morderstwa, choć
nawet wtedy wymagana będzie opinia biegłego, że jest zdrów na umyśle i
wiedział co robi, gdy naciskał spust broni.
W sprawie katastrofy smoleńskiej nie mamy na razie dowodów, natomiast
mamy dymiący nagan dużego kalibru.
Dymiący nagan stanowią relacje z prowadzenia śledztwa przez stronę
rosyjską. Śledztwo wydaje się forsować tylko jedną hipotezę,
mianowicie taką, że ani Federacja Rosyjska, ani żaden jej obywatel,
nie miały ze smoleńską katastrofą nic wspólnego, zaś polski prezydent
zginął z woli Boga, Historii i nieszczęśliwego zbiegu okoliczności.
Anglosasi zwięźle określaja takie spontaniczne, losowo występujące
nieszczęścia słowami 'shit happens', nie wiem natomiast, jak to będzie
po rosyjsku.
Ja mam naturalnie głęboką wiarę, że Rosja to jest całkiem normalne
państwo. W związku z tym nie mam naturalnie żadnych wątpliwości, że
kiedy we właściwym czasie opublikowany zostanie raport międzynarodowej
komisji badającej przyczyny katastrofy samolotu Tu-154M nr 101, dn. 10
kwietnia 2010r. w okolicach lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, to ten
dokument będzie wyglądał tak samo, albo bardzo podobnie, jak raport
francuskiego Bureau d'Enquêtes et d'Analyses pour la Sécurité de
l'Aviation Civile (BEA) w sprawie przyczyn katastrofy samolotu
Concorde, rejestracja F-BTSC, dn. 25 lipca 2000 r. w Gonesse pod
Paryżem.
http://www.bea.aero/docspa/2000/f-sc000725a/htm/f-sc000725a.html
To znaczy, rosyjski raport niechybnie będzie jasny i wyczerpujący, a
miejscami wręcz drobiazgowy. Będzie miał co najmniej 12.5 megabajta
jako plik .pdf, i dwanaście załączników; w sumie kilkaset stron,
wszystkie zostaną opublikowane w internecie natychmiast po podpisaniu
raportu przez komisję.
Być może ten rosyjski raport będzie nawet jeszcze większy i
dokładniejszy od francuskiego, bo w końcu w katastrofie Concorde nie
zginął prezydent Republiki Francuskiej z małżonką, elita życia
politycznego Francji oraz dowództwo francuskich sił zbrojnych, tylko
wycieczka niemieckich biznesmenów.
Z raportu komisji smoleńskiej będzie naturalnie wynikało, że po
usunięciu z miejsca katastrofy Tu-154M większych szczątków samolotu,
zostało ono następnie kilkakrotnie przeszukane przez idącą ramię przy
ramieniu tyralierę policjantów zaopatrzonych w pincety i torebki
plastikowe, która starannie wyzbierała wszystkie szczątki większe niż
pół paznokcia. To światowy standard takich dochodzeń, zastosowany po
katastrofie Concorde, więc ja po prostu nie wyobrażam sobie, by
Rosjanie mogli postąpić inaczej.
Pogłoski, że na miejscu katastrofy pozostawiono jakieś szczątki, to z
pewnością potwarz.
W katastrofie Concorde jako jej pierwotną przyczynę zidentyfikowano
pasek blachy tytanowej o wymiarach 43x4 cm, leżący w charakterze
śmiecia na pasie startowym, który podczas startu Concorde przeciął
jedną z opon samolotu. Ten kawałek blachy, rozmiarów szkolnej linijki,
znaleziono na pasie startowym, zabezpieczono, skatalogowano, a
następnie dopasowano po kilku miesiącach śledztwa do kształtu
przecięcia w oponie Concorde zabezpieczonej na miejscu upadku
samolotu.
W dochodzeniu w sprawie przyczyn katastrofy lotu PanAm 103, który
rozbił się w szkockim miasteczku Lockerbie 21 grudnia 1988 r. w wyniku
eksplozji bomby w ładowni bagażowej, koronnym dowodem rzeczowym stał
się strzęp płytki obwodu drukowanego o wymiarach 0,8 x 1,25 cm, który
był częścią elektronicznego zapalnika czasowego bomby i został wyjęty
przez policyjnych techników pincetą ze znalezionego w lesie pod
Lockerbie nadpalonego kawałka koszuli. Śledztwo trwało prawie trzy
lata.
Faza zbierania szczątków w Lockerbie trwała pięć miesięcy. Znaleziono
około 1200 fragmentów wraku. Ponad 1000 policjantow i żołnierzy
ręcznie wyzbierało z powierzchni kilkunastu kilometrów kwadratowych
ponad 10 tysięcy innych przedmiotów. Każdy znaleziony przedmiot
opatrzono etykietką z miejscem i datą znalezienia, umieszczono w
plastikowej torebce, a następnie po przewiezieniu do centralnego
magazynu prześwietlono przy pomocy przemysłowej aparatury
rentgenowskiej, oraz sprawdzono chromatografem gazowym na obecność
śladow materiałów wybuchowych.
http://dnausers.d-n-a.net/dnetGOjg/Lockerbie.htm
Naturalnie tak samo będzie w Smoleńsku, bo inaczej być nie może. A
może nawet dokladniej, bo nie był to zwykły lot pasażerski.
Pogłoski, jakoby miejsce katastrofy pod Smoleńskiem zostało przeorane
spychaczami w niecały miesiąc po wypadku, to z pewnością potwarz.
Załącznik medyczny do raportu o przyczynach katastrofy Tu-154M nr 101
omawiający wyniki sekcji zwłok ofiar będzie niezawodnie odpowiadał co
najmniej takim standardom medycyny wojskowej jak te opisane w
amerykańskich przepisach Medical Aspects of Army Aircraft Accident
Investigation (Army Regulation 40-21, Headquarters Department of the
Army Washington, DC 23 November 1976, Unclassified)
http://www.army.mil/usapa/epubs/pdf/r40_21.pdf.
A zapewne nawet jeszcze ściślejszym, bo amerykańskie przepisy wojskowe
sformułowano dla potrzeb rutynowych dochodzeń dotyczących śmierci
członków załogi w wypadkach treningowych w lotnictwie wojskowym, a nie
na potrzeby śledztwa nad przyczynami katastrofy o wadze
ogólnopaństwowej, w której ginie głowa państwa i generalicja.
Zgodnie z art. 3 ust.7 tej instrukcji, w ciągu 96 godzin po
zakończeniu ostatniej sekcji zwłok, wszystkie protokoły sekcji,
preparaty mikroskopowe, próbki tkanek zakonserwowane w bloczkach
parafinowych i innymi sposobami, zbiór fotografii ofiar przed i po
przewiezieniu z miejsca wypadku oraz zdjęcia rentgenowskie mają zostać
przekazane do dyspozycji wojskowego instytutu medycyny sądowej.
Zgodnie z załącznikiem A, punkt 4, część E do instrukcji nr 40-21,
każdy protokół sekcji każdej z osobna ofiary wypadku musi oprócz
standardowego opisu medycznego zawierać następującą informację:
1. Szacunkowy czas przeżycia od momentu uderzenia o ziemię.
2. Datę i godzinę śmierci.
3. Ślady ognia na zwłokach powstałe przed i po uderzeniu samolotu o
ziemię, oraz obecność na zwłokach błota, ziemi lub śladów paliwa.
4. Szacunkowy czas wystawienia zwłok na działanie ognia.
5. Położenie zwłok lub fragmentów zwłok na miejscu wypadku względem
szczątków samolotu.
6. Obrażenia (osobno i szczegółowo opisane mają być obrażenia głowy,
twarzy, szyi, krtani, barków, piersi, korpusu, miednicy, ramion, nóg,
dłoni i stóp).
7. Przyczyny doznanych poparzeń (pożar, kontakt z paliwem, płynem
hydraulicznym, innymi substancjami).
8. Przyczyny obrażeń mechanicznych (uderzenie o części samolotu -
szczegółowy opis, lub o inne przedmioty - szczegółowy opis).
9. Kolejność doznanych obrażeń (opisać kolejno obrażenia odniesione
przed wypadkiem, obrażenia spowodowane podczas pierwszego zderzenia z
ziemią, podczas ew. kolejnych zderzeń z ziemią lub innymi obiektami,
podczas ew. dalszego toku wypadku).
Pogłoski, jakoby w rosyjskich protokołach sekcji pisano po prostu
"przyczyna śmierci: mnogie obrażenia", to z pewnością potwarz.
Kodycyl technologiczny:
Być może nie wszystko jest stracone na zawsze w smoleńskiej mgle, bo
obecność w rękach prywatnych przedmiotów odnalezionych na miejscu
katastrofy stwarza realną możliwość społecznego poszukiwania
pełnoprawnych dowodów, by zastąpić nimi dymiący nagan.
Sceptycy, kórych nie obezwładniła dotychczasowa eksplozja braterstwa
polsko-rosyjskiego, zastanawiają sie m.in. nad przyczynami całkowitej
dezintegracji środkowej części samolotu, czyli kabiny pasażerskiej.
Odłamana część ogonowa i usterzenie zachowały się w stanie podobnym,
jak widoczny na zdjęciach z miejsc podobnych katastrof lotniczych.
Kabina pasażerska natomiast jest w kawałkach, rozmiarów, tak na oko,
pół metra na pół metra.
Ciała są podobno zmasakrowane, pozrozrywane, poparzone, choć ani
wybuchu, ani dużego pożaru paliwa na miejscu wypadku nie było -
prawdopodobnie ze względu na brak kontaktu gorących silników,
odłamanych razem z cześcią ogonową, ze zbiornikami paliwa w
skrzydłach, odłamanych kilkadziesiąt metrów dalej, jak i ze względu na
brak iskier przy uderzeniu metalowego kadłuba o podmokły grunt.
Nic nie wiadomo o stanie kabiny załogi. Kokpit, z natury rzeczy
zawierający kluczowy materiał dowodowy, znikł z powierzchni planety.
Ani jednego zdjęcia. Nie wiadomo, czy kabina pilotów odłamała się od
reszty kadłuba tak samo jak część ogonowa, czyli mniej więcej w
całości, poszła w drzazgi, czy magicznie wysublimowała w atmosferę.
Jako niepoprawny sceptyk, nihilista i oszołom uważam, że zarówno
(niedostępne nam jeszcze na razie) szczątki samolotu jak i przedmioty
znalezione na miejscu wypadku oraz zwłoki ofiar mogłyby potwierdzić
lub wykluczyć hipotezę eksplozji wolumetrycznej w kabinie
pasażerskiej, która jest zgodna z widocznym na zdjęciach stanem wraku
oraz pogłoskami na temat stanu zwłok.
Osobom zainteresowanym fizyką takich eksplozji i sposobem ich
przeprowadzania polecam kwerendę literatury tematu, z użyciem fraz
kluczowych: UCVE (unconfined cloud vapour explosion), CCVE (confined
cloud vapor explosion) oraz BLEVE (boling liquid expanding vapor
explosion).
O ile analiza spektrometryczna znalazłaby na miejscu katastrofy, w
szczątkach samolotu lub na zwłokach ofiar tlenek etylenu, tlenek
propylenu, azotan izopropylu, aluminium, magnez lub cyrkon o wysokiej
czystości, w postaci pyłów o innym składzie niż stopy użyte w
konstrukcji samolotu, kompleksowe związki metaloorganiczne zawierające
fluor i metale lekkie, niewytłumaczalnie wysokie stężenie fluoru, albo
nanocząsteczki metali, to taka sygnatura wskazywałaby na eksplozję
wolumetryczną, zwaną przez Rosjan termobaryczną.
Całkowicie przypadkowo tak się składa, że Rosjanie są pionierami
użycia eksplozji termobarycznych w technice wojskowej. Około litr
płynu w głowicy pocisku do ręcznej wyrzutni "РПО-А Шмель",
eksplodującego jako aerozol wypełniający pomieszczenie w ostrzelanym
"trzmielem" budynku, daje ten sam efekt, co pocisk haubicy 152mm -
zawsze zabija wszystkich w pomieszczeniu i prawie wszystkich w
budynku, a często burzy budynek, co Rosjanie praktycznie sprawdzili w
Czeczenii.
Niczego to naturalnie nie dowodzi, do czasu zbadania spektroskopem
masowym (MS) przedmiotów z katastrofy, znajdujących się obecnie w
rękach prywatnych.
Kodycyl medyczny:
Czy te zwłoki, które przetrwały mniej więcej w całości, prześwietlono?
Eksplozja termobaryczna zabija bardzo charakterystycznym mechanizmem
'blast injury' obejmującym m.in obrażenia płuc wywołane skokowym
wzrostem ciśnienia w pomieszczeniu do ponad 3MPa. Te obrażenia płuc
mają bardzo charakterystyczny obraz radiologiczny na zdjęciach
rentgenowskich klatki piersiowej, zwany 'butterfly', czyli motylem.
Najbardziej kompetentna w ocenie diagnostycznej takich zdjęć jest
medycyna izraelska, z powodu dużego doświadczenia z ofiarami
terrorystycznych zamachów bombowych w miejscach publicznych. Wystarczy
wysłać zdjęcia rentgenowskie z prośbą o opinię. Czy oszacowano
temperaturę, jaka działała na spalone zwłoki? Medycyna sądowa ma na to
rozmaite sposoby. Pożar paliwa lotniczego osiąga 900-1100 stopni
Celsjusza, eksplozja termobaryczna ma 2500-3000 stopni i bardzo wysoki
gradient wzrostu temperatury.
Kodycyl ekonomiczny:
Czy i kiedy dostaniemy z powrotem od Rosjan wrak samolotu, a raczej
jego części złożone luzem na kupę, której RP jest nadal pełnoprawnym
właścicicielem, bo samolot był kupiony od Rosjan i całkowicie
zapłacony? Czy też zgodzimy się z Rosjanami że to bez sensu, i wrak
pojedzie prosto do rosyjskiej huty, a my wielkodusznie nie będziemy
się domagać nawet zapłaty za złom?
Kodycyl archeologiczny:
Ewentualne zaoranie, przekopanie, zabetonowanie, (niepotrzebne
skreślić) miejsca katastrofy nie pomoże jako antidotum na ewentualną
komisję śledczą za 50 lat. Ślady podejrzanych substancji, jeśli się
tam znajdują, bedą wykrywalne spektrometrycznie w praktyce do końca
świata. To samo dotyczy ewentualnych ekshumacji ofiar przez pokolenie
naszych wnuków.
Może natomiast pomóc w udaremnieniu przyszłego śledztwa zdjęcie z
obszaru katastrofy całej wierzchniej warstwy gruntu, przynajmniej 1 m
w głąb, i jej wywiezienie w jakieś nieujawnione miejsce. Nie zdziwi
mnie zatem, jeśli miasto Smoleńsk nagle zacznie budować na tym terenie
np. największy na świecie podziemny parking, centrum handlowe na trzy
piętra w głąb, albo super-basen kąpielowy o powierzchni kilku
hektarów.