dla PO to walka o wszystko i sięgnie w niej jak zwykle po najgorszych
ludzi i najbardziej bezwzględne środki. Tu jako komentarz pozwolę
sobie przypomnieć fragment mojego tekstu z września 2008:
"Nie bał się już Europy, bo jak później nieraz twierdził, zatraciła
ona poczucie etyki, chociaż stało się to z innych, niż w ciemnej,
szarej, zaśnieżonej Rosji przyczyn, lecz równie doszczętnie i
beznadziejnie.
Być może, wtedy to dojrzała w Leninie decyzja postawienia stawki na
najgorszych, najciemniejszych, najnędzniejszych. (...)"
Nie bez powodu, przywołałem już na początku niniejszej notki, fragment
przedmowy Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego do trzeciego wydania
"Lenina".
Mianowicie, po jego lekturze doznałem olśnienia jak należy pojmować
całokształt działania Platformy Obywatelskiej przez ostatnie dwa lata,
i nie ukrywam, że włosy stanęły mi dęba z przerażenia. Zrozumiałem,
bowiem, że Tusk i jego farmacja odkryli skuteczny sposób na zdobycie i
utrzymanie władzy. Przy czym moja zgryzota i strach dotyczą nie tyle
wizji władzy sprawowanej przez PO, lecz intencji tej formacji i
używanych środków, determinujących przyszłe - dodam tragiczne - losy
Polski.
Na początek postawię odważną tezę, która już się pojawiła na łamach
tygodnika, "Wprost", że w okresie od 1989 do 2007 r. wszystkim
startującym w wyborach do Sejmu o coś chodziło. Każda formacja
startowała z programem politycznym, który zamierzała realizować. Nie
mówię tu o faktycznej realizacji, która jest wypadkową wyniku
wyborczego, uzyskanego kompromisu i późniejszej woli ekipy rządzącej.
Nie mówię także o "kiełbasie wyborczej" sprzedawanej telewidzowi
podczas kampanii. Chodzi mi o to, iż niegdyś partie polityczne miały
faktyczne cele polegające na takim lub innym pomyśle na państwo i
wokół tych faktycznych celów (czasem niechętnie nagłaśnianych)
gromadzono zaplecze ludzi o podobnych poglądach. Nawet stagnacyjne i
kryminogenne rządy SLD miały plan "pozytywny" dotyczące Polski,
polegający na budowaniu socjalnego "PRLu-bis", ale ze zliberalizowaną
gospodarką i funkcjonującego w ramach struktur UE. Przy tym słowo
"pozytywny" nie jest moją oceną tego planu, gdyż oceniam go
jednoznacznie negatywnie, ale przymiotnikiem obrazującym, iż w rządach
tych też chodziło o "budowanie" czegoś. Jakiegoś systemu czy
rozwiązania.
Tą realizację swojej wizji SLD zarzuciło dopiero w czasie rządów
Premiera Belki. Nastąpiło to z dwóch powodów:
1. SLDowski pomysł na Kraj się skompromitował i został odrzucony przez
społeczeństwo,
2. Afera Rywina spowodowała rozkład zaplecza ludzkiego i więzów
pomiędzy poszczególnymi politycznymi i medialnymi koteriami (Duży
Prezio, Mały Prezio, wściekły Adaś i Starzy) - w tej sytuacji zadaniem
"rządów" Belki było tylko administrować i wytrzymać jakoś w spokoju do
następnych wyborów.
W 2005 roku obserwujemy kolejny zwrot, czy raczej powrót do rządów
sprawowanych z bardzo wyrazistymi celami i wizją drogi, jaką powinien
pójść rozwój Państwa Polskiego. Pierwszy raz od wielu lat, pojawiła
się formacja polityczna, dla której podstawową wartością były założone
cele w polityce wewnętrznej i zagranicznej. W przypadku PiS sama
władza pełniła funkcję służebną, była tylko środkiem, warunkiem
koniecznym do ich zrealizowania.
Do tego stopnia ważyło to "narzędziowe" podejście, że Jarosław
Kaczyński ze zbyt wielką swobodą podszedł najpierw do sposobu
utrzymania władzy, oddając jej część (tą mniej istotną dla założonych
celów) osobom niegodnym lub niepopularnym; a potem po prostu odstąpił
od władzy, gdy w jego ocenie stała się za słaba by realizować PiSowski
program rozwoju kraju. 5 mln elektoratu popierającego przyjęty
kierunek działania oraz klasę rządów polegającą na zdeterminowaniu w
uczciwej realizacji programu wyborczego miało być gwarantem powrotu
tego polityka za stery. Ale już nie w randze oficera pokładowego, ale
kapitana. Stało się jednak inaczej.
Kaczyński popełnił błąd należytej oceny sytuacji i w wyniku kolejnych
wyborów raz oddanej władzy już nie odzyskał. I wszystko wygląda na to,
że długo nie odzyska. Nad czym osobiście boleję, bo w ten sposób
zaprzepaszczone zostały nie tylko te reformy w Państwie, które zostały
przeprowadzone lub rozpoczęte.
W mojej opinii stało się coś znacznie gorszego.
Zaprzepaszczone zostały reformy wszelkie. Ponieważ formacja na rzecz,
której PiS stracił władzę, ma na nią patent wykluczający
przeprowadzenie jakiejkolwiek modernizacji Państwa. Prezes Prawa i
Sprawiedliwości przeceniając swoje atuty: spójny pomysł na państwo,
doświadczenie polityczne, liczny elektorat i poparcie Prezydenta (to,
że jest to jego brat jest w takim samym stopniu rysą jak pomocą)
zlekceważył wady swojej formacji: czarny PR i potężni wrogowie. Był to
efekt jego autentycznego konserwatyzmu polegającego na niezrozumieniu
mediów oraz, uwaga, sztywnego kręgosłupa moralnego - niepozwalającego
temu zadeklarowanemu patriocie, na skuteczną neutralizację wrogów
przez dogadanie się z nimi lub zestąpienie im z odcisków, kosztem
rezygnacji z istotnych elementów swojego programu odbudowy RP.
Koncepcja przyjęta przez Tuska, skrystalizowana i uspójniona w 2006
roku, po upadku projektu PiSPO (POPiS upadł wcześniej, w wyborach 2005
r.) nazywana często i nieprecyzyjnie "postpolityką" był sposobem sensu
stricto na zdobycie władzy a teraz służy jej skutecznemu utrzymaniu. I
to się uda niestety. Gdyż Tusk nie posiadając poglądów politycznych i
nie spętany głębokimi korzeniami narodowymi wyszedł z założenia, iż
władza nie może być tylko środkiem do uzyskania celów politycznych
polegających na zrealizowaniu przyjętego programu. Wręcz przeciwnie.
W założeniach Szefa Platformy Obywatelskiej "WŁADZA" jest jedynym
celem tej formacji, dla pozyskania, której, a potem jej utrzymania,
program partii jest tylko jednym (i to nie najważniejszym) ze środków..
Tusk będąc osobą względnie młodą i nowoczesną doskonale zrozumiał
gdzie leżą źródła porażki Kaczyńskiego. Dlatego postanowił pozyskać
przychylność mainstreamowych mediów oraz zneutralizować ewentualnych
wrogów.
I tu wracamy do "Lenina" Ossendowskiego. Tusk, nieposiadając takiej
kotwicy jak sumienie (tzn. ma, ma, ale czyste, bo nieużywane) już nie
oglądał się na liberałów i socjalistów, konserwatystów czy inne opcje
polityczne, po prostu wyciągnął ręce do najgorszych:
Zaprosił do szeroko pojętej władzy i rozgrabiania majątku zdrajców z
GRU, zbrodniarzy z SB, przekręciarzy z PSL, morderców młodego
Olewnika, międzynarodowych spekulantów i mafię, fałszywą magnaterię
medialną oraz różnych gładkich idiotów. Obiecał synekury, wielkie
biznesy i ochronę ich przestępstw przez państwo. W zamian oczekuje
tylko jednego: pomocy w utrzymaniu władzy.
Tym celom ma służyć np.: likwidacja wrogiej, bo względnie niezależnej,
Telewizji Publicznej. Przy okazji uwłaszczy się "smutnych przyjaciół"
na jej majątku, spacyfikuje ostatnie niedobitki prawdziwego
dziennikarstwa, pozyska setki nowych, atrakcyjnych wakatów, wesprze
usłużną prywatną konkurencję i wyciszy społeczeństwo. Michnikowi się
nie udało z Rywinem. Może teraz. Zadowolony z takiego obrotu sprawy
TVN i Polsat, nie tylko wyrobią pozytywną markę rządowi PO, takiemu
akurat na 55% poparcia społeczeństwa, ale też doradzą, jakie wrzutki
medialne pomogą przy walce o Prezydenturę, vulgo: uchwyceniu raz
zdobytej władzy w Polsce jeszcze mocniej.
Nie oszukujmy się, tylko temu służą nagle pojawiające się informacje -
precyzyjnie trafiające do rozpoznanych targetów - o kastracji
pedofilów, wprowadzeniu euro, likwidacji wysokich emerytur eSBekom
(tych ważnych to nie boli, bo żyją, z czego innego, ci nieważni są
nieważni) czy zezwoleniach na picie piwa na meczach. Są to sprawy
medialne i dla wywołania odpowiedniego wrażenia, więc tak naprawdę nie
trzeba nic z tych rzeczy robić, wystarczy tylko o tym gadać i
korzystać z wielkiej tuby.
W cieniu robienia wrażenia dzieją się ważniejsze rzeczy i faktyczne
działania, niemające jednak nic wspólnego z programem tej partii oraz
poprawą warunków życia Polaków. Wręcz przeciwnie:
1. Przywrócenie do łask WSI, to specjaliści. Nie tylko nie warto z
nimi zadzierać, warto chronić, bo pomogą w inwigilacji i pacyfikowaniu
ewentualnej konkurencji. Jeśli ktoś twierdził, iż Jan Olszewski to
człowiek krystalicznie uczciwy to po prowokacji zadaniowanego Płk.
LeszkaTobiasza szkolonego przez GRU przeciwko Komisji Weryfikacyjnej
wielu z telewidzów ma już wątpliwości.
2. Dotowanie własności ITI (Stadion Legii)
3. Uznanie "wierzytelności" EUREKO (czyżbyśmy zapomnieli już?)
4. Niszczenie naftoportu w Gdańsku i dalsze uzależnienie od surowców
Rosyjskich,
5. Parcelacja majątku państwowej służby zdrowia,
6. Handel z EUrokracją możliwościami podporządkowania interesów Polski
interesom korporacyjnym (nieudana na razie sprawa Traktaciku
Lizbońskiego)
7. Utrzymanie gwarancji przychylności niezależnej władzy sądowniczej
przez ochronę jej interesów,
8. Faktyczne obniżenie emerytur ludziom starym, i tak nie przydatnym
dla tej formacji. Niech zaczną walczyć o byt zamiast politykować.
Zagrożenia dla Polski wywołane przez te działania, oraz świadomość
niszczenia własnego kraju nie jest i nie będzie żadną przeszkodą dla
Donalda Tuska.
Patriotyzm, przyzwoitość i twarz nie są dla niego, bowiem żadną
wartością. Jedyną wartością dla PO jest "Władza" i grupa ta (bo już
nie partia i nie formacja polityczna) wszystko zrobi i z każdym by ją
utrzymać. I nie zrobi nic, by do siebie zrazić szumowiny i idiotów.
Pusty i nie posiadający skrupułów Tusk, nie widzi innego interesu, niż
dbać o skuteczną ochronę najpotężniejszych ludzi w państwie i robić
dobre wrażenie. A to się załatwia z rączki do rączki, w zaciszu
gabinetu a nie "rzucając się jak głupek jakiś i frajer, z motyką na
słońce" - w którym wielu już się spaliło.
Parafrazując: Gdyby Tusk nie obrał tej drogi najmniejszego oporu,
pozostałby, jak Buzek, Kaczyński i cały hufiec innych reformatorów -
wiecznym, zgorzkniałym działaczem politycznym.
Żadnych reform, więc nie będzie.
I to jest właśnie skuteczny sposób PO na władzę.
2010-05-14 15:57
Łażący Łazarz
Listy z emigracji wewnętrznej
|