http://astral-projection.blog.onet.pl/2,ID411998161,index.html
Dziś długi tekst, bo jest o czym pisać. O sprawach związanych ze
Smoleńskiem, na początku tekstu, a potem o innych sprawach, równie
ważnych. m.in. o przejęciu NASK (Naukowo Akademicka Sieć Komputerowa),
czyli szkieletu, rdzenia polskiego internetu, przez ABW, tajne służby
i ogólnie ludzi Tuska. Dostali oni nieograniczone kompetencje w
inwigilacji i cenzurze polskiej cyberprzestrzeni. Przekażcie tę
informację o NASK dalej, bo wszystko wskazuje na to, ze rząd i
środowisko agentury WSI wprowadza cenzure internetu bocznymi drzwiami,
przy całkowitej ciszy mediów. W tym tekście ponowię także mój apel o
bojkot produktów Kampanii Piwowarskiej, producenta piw: Lech, Tyskie,
Żubr, Dębowe, i wielu innych. Bojkotujemy te produkty za haniebną i
prowokacyjną kampanię 'zimny Lech', prowadzoną pomimo mnóstwa kawałów
z wyrażeniem 'zimny Lech', którymi podniecają się źli i zdeprawowani
ludzie.
Fakty wokół samej śmierci ofiar katastrofy: (jest kilka nowych)
-jak na razie wiemy na pewno, że pod Smoleńskiem, konkretnie na
miejscu katastrofy zginęły 3, 4 osoby. Co z pozostałymi 92, 93
osobami?
-nie przedstawiono stronie polskiej badań DNA pozostałych ofiar, nie
mamy też żadnej dokumentacji z sekcji zwłok. Ani jeden polski lekarz /
ekspert nie uczestniczył w sekcjach zwłok ofiar, wbrew kłamstwom
minister Kopacz, że tak było.
-Rosjanie przysłali ciała ofiar w szczelnie zaplombowanych trumnach.
Zabronili ekipie Tuska otwierania trumien. Na terenie Polski nie
wykonano żadnych badań dotyczących zwłok. Te fakty po prostu szokują,
tym bardziej, że główne media milczą na ten temat. Zgadnijcie,
dlaczego?
Teraz pora na nowe, nie mniej szokujące informacje.
-cytuję: 'W ręce dziennikarza Najwyższego Czasu wpadło ponad 100 zdjęć
wykonanych w miejscu katastrofy przez funkcjonariusza Federalnej
Służby Bezpieczeństwa. Zdjęcia te zdobył polski wywiad, a redakcji NC
przekazał je znajomy oficer Agencji Wywiadu. Najważniejsze zdjęcie
zostało wykonane o godzinie 14.52 czasu moskiewskiego czyli o 12.52
czasu polskiego. Przedstawia zwłoki Lecha Kaczyńskiego leżące wśród
szczątków rozbitego samolotu. Zwłoki są w stanie zbliżonym do
nienaruszonego. Gdyby nie oderwana noga, Lech Kaczyński wygląda, jakby
spał. To zdjęcie obala wiele fałszywych informacji na temat
katastrofy. Po pierwsze: dowodzi, że zwłoki prezydenta zostały
zidentyfikowane znacznie wcześniej, niż ogłosili to oficjalnie
Rosjanie. Bowiem dopiero kilkanaście minut po godzinie 16.00
gubernator obwodu smoleńskiego poinformował opinię publiczną o
odnalezieniu zwłok Kaczyńskiego. Koniec cytatu.
Co jest szokującego w tej informacji? Otóż posłowie, którzy pojechali
razem z Jarosławem Kaczyńskim identyfikować ciało jego brata, zeznali,
że było ono zmasakrowane, wbrew temu, co widać na zdjęciu! Posłowie
przecież zeznali, że ciało Lecha Kaczyńskiego miało oderwaną rękę i
nogę, a co do dalszych szczegółów, po prostu odmówili komentarza, ale
można się domysleć, jaki widok zastali... Według powyższych informacji
można wysnuć dwa wnioski. Po pierwsze, ciało Lecha Kaczyńskiego leżało
niepilnowane aż cztery godziny obok wraku samolotu, pomimo tego, że
Rosjanie znali jego lokalizację w terenie. Czy winien temu jest typowo
rosyjski bałagan? Szczerze wątpię. Po drugie: z powyższych informacji
wynika, iż Rosjanie celowo zmasakrowali zwłoki Lecha Kaczyńskiego. W
jakim celu by to zrobili? Lub: co chcieliby ukryć w ten sposób? Tak
więc potwierdziły się obiegowe informacje, że ciało naszego Prezydenta
leżało niepilnowane na ziemi, i że było to działanie z premedytacją.
To zdjęcie dowodzi także złamanie procedur przez BOR i fakt, że BOR
skłamało, że natychmiast pojawili się ich agenci i nakryli ciało
Prezydenta uniemożliwiając fotografowanie. Ktoś nawet rozpuścił famę,
którą podchwyciła gazeta Nasz Dziennik, że ochroniarze BOR oddali
strzały ostrzegawcze w celu obrony ciała Prezydenta. Tymczasem, jak
widać, są to wierutne bzdury, a prawda mrozi krew w żyłach.
W podpunkcie kolejnym zajmiemy się kwestią wraku samolotu TU 154. jak
wszyscy wiemy, wrak ten jest w posiadaniu Rosjan. Znajduje się on w
dawnej bazie remontowej w Siewiernym, kilka kilometrów od miejsca
tragedii. Baza ta jest pilnie strzeżona, nikt tam na pewno nie wejdzie
nie zauważony. Polska prokuratura już szykuje wniosek o wydanie wraku
rządowego Tupolewa stronie polskiej. Tymczasem Polacy zwracają uwagę,
że wrak samolotu jest niewłaściwie zabezpieczony, lub, mówiąc wprost,
nie jest zabezpieczony w ogóle, ponieważ leży pod gołym niebem.
Dlatego zwracają się do strony rosyjskiej o właściwe zabezpieczenie
tych szczątków. Dlaczego tak ważne są te elementy samolotu? Ponieważ
można na ich podstawie stwierdzić, co spowodowało rozerwanie całego
kadłuba w pył, jego faktyczne 'wyparowanie', ponieważ prawie nic z
niego nie zostało. Nie zachowały się też prawie w ogóle fotele z
wnętrza samolotu, co jest bardzo dziwne. Poza tym należy wykonać te
najbardziej standardowe badania wraku samolotu na obecność materiałów
wybuchowych. Takie badania, o zgrozo, w ogóle nie zostały
przeprowadzone. Gdyby je przeprowadzono i dałyby one wynik ujemny,
czyli materiałów wybuchowych by nie było, to rosyjska komisja MAK
chwaliła by się tym w mediach z dwa tygodnie lub dłużej. Poza tym
należałoby także wykonać badania spektrograficzne (spektroskopia
magnetyczna), które pozwalają wykryć mikroślady najróżniejszych
substancji chemicznych teoretycznie aż po kres tego świata.
Warto tutaj przypomnieć los fragmentu wraku TU 154, który wpadł we
władanie redakcji pewnej ogólnopolskiej gazety. Fragment ten został po
cichu przywieziony z miejsca tragedii, ponieważ długo po katastrofie
znajdowano tam fragmenty samolotu i i zgrozo, ciał ofiar. Redakcja tej
gazety zamówiła własną ekspertyzę posiadanego elementu samolotu.
Eksperci od materiałoznawstwa orzekli, iż tak charakterystyczne
zniszczenia struktury tego materiału mogły zostać spowodowane przez
bombę paliwowo powietrzną. Pisałem o tym w poprzednich tekstach.
Jednak gazeta nie zdążyła zlecić / przeprowadzić badań
spektrograficznych na obecność materiałów wybuchowych. Dlaczego?
Ponieważ tuż po gazetowej publikacji tej opinii ekspertów, prokuratura
wojskowa wysłała żandarmerię wojskową, która skonfiskowała ten
fragment samolotu jako dowód rzeczowy. Do dziś po tym 'dowodzie
rzeczowym' ślad zaginął. Nie wiemy czy i jakie badania przeprowadziła
prokuratura wojskowa, a warto dodać, że jest to bardzo cenny dowód
rzeczowy. To w zasadzie jedyny fragment samolotu TU 154, który
znajduje się w Polsce. Dlaczego nic nie wiemy na ten temat? Lub
raczej: jaką tajemnicę skrywają fragmenty samolotu, że nie
zaprezentowano nam wyników badań tych fragmentów? Skonfiskowanie tego
dowodu rzeczowego odbyło się już w maju tego roku, więc do teraz,
czyli do 4 sierpnia można było przeprowadzić najróżniejsze ekspertyzy
i badania, i prawdopodobnie takie badania przeprowadzono.
W telewizji TVN 24 leciała konferencja prasowa w sprawie katastrofy
smoleńskiej. Jeden z prokuratorów wojskowych nazwał tę katastrofę:
'przestępstwem'. Pytanie: co miał na myśli? Czy aby nie była to typowo
'freudowska' pomyłka? Tzn pan prokurator wie coś, o czym my nie wiemy
i przez przypadek mu się coś wymsknęło?
Na Węgrzech odsłonięto pierwszy na świecie pomnik ofiar katastrofy pod
Smoleńskiem. Bez polskiej dyplomacji.
O skandalu na Węgrzech napisał wczoraj na swoim blogu Ryszard
Czarnecki:
Tatabanya to znana miejscowość na Węgrzech. Dziś, 3 sierpnia miała tam
miejsce wzruszająca uroczystość: odsłonięto tam pierwszy w Europie (i
na świecie) pomnik ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Pierwszy- i to
przed Polską... Obecni byli inicjatorzy budowy pomnika, m.in.węgierscy
dyplomaci, mieszkańcy Tatabanya, węgierskie wojsko, Polonia. Mimo
wielokrotnie ponawianych zaproszeń nie pojawili się natomiast, ku
sporemu zaskoczeniu zebranych, przedstawiciele ambasady RP w
Budapeszcie. Zbulwersowani byli tym faktem reprezentanci MSZ Węgier.
Bo to rzeczywiście dziw nad dziwy:poza Polską odsłaniają pomnik Polski
dotyczący - ale polskiej dyplomacji przy tym nie uświadczysz... -
pisze europoseł PiS.
To absolutna żenada. To wstyd. Czyżby nasi dyplomaci w Budapeszcie
obawiali się, że fakt uczestnictwa w takich uroczystościach zablokuje
im karierę? Że to będzie źle widziane w Warszawie? Że Sikorski brwi
zmarszczy? Nieładnie, nieładnie, po prostu obrzydliwie - dodaje
Czarnecki.
To ujawnia prawdziwe oblicze władzy w Polsce. Dyplomaci polscy na
Węgrzech z nadania Tuska mają gdzieś tragedię smoleńską i odsłonięcie
pomnika ku jej czci, pomimo zaproszeń. To nie tylko brak oficjalnej
delegacji na otwarciu pomnika w małym miasteczku. To także, a raczej:
przede wszystkim symbol postawy, jaką obrały nasze elity wobec tej
tragedii, wobec rodzącego się mitu i legendy. Chcą to za wszelką cenę
zdeptać, wyciszyć. Dlaczego? Ponieważ jakakolwiek pamięć o tych
wydarzeniach nie jest im na rękę, i to nie tylko dlatego, że owa
pamięć mitologizuje ofiary katastrofy i ich patriotyzm, całe
patriotyczne idee. Ale tutaj chodzi także o odpowiedzialność; moralną,
karną, prawną i polityczną odpowiedzialność za to, co się stało, jak
mówił Jarosław Kaczyński. Mam nadzieje, że wiecie, co miał na myśli...
Ten haniebny trend, który powyżej ujawniłem, jest wpisany na trwałe w
postępowanie polskojęzycznych elit już od dnia 10 kwietnia. Już sam
fakt, że w głównych mediach postawienie pomnika przeszło bez echa,
daje do myślenia, choć przyjaźń polsko węgierska jest znana od wieków,
najsilniej manifestowana podczas II Wojny Światowej.
ABW przejęła kontrolę nad NASK, najważniejszą instytucją polskiego
internetu. Rząd przygotował projekt prawa cenzurującego treści w
sieci, a służbom specjalnym i policji dał możliwość śledzenia
internautów i abonentów komórek. Czy premier Donald Tusk buduje w
Polsce państwo totalitarne na wzór `Roku 1984'? Czy też jest zwykłym
pionkiem w wojnie razwiedek o jak najgłębszą kontrolę naszego życia?
Na początku listopada `Najwyższy CZAS!' ostrzegał, iż Agencja
Bezpieczeństwa Wewnętrznego, tajna policja chce przejąć kontrolę nad
NASK-iem, instytucją przydzielającą polskie domeny i sprawującą
technologiczną pieczę nad polską częścią sieci. To właśnie w NASK
nastąpiło pierwsze, historyczne polskie połączenie internetowe. W
połowie listopada szefem NASK mianowano pułkownika ABW w czynnej
służbie. W tym samym czasie rząd przygotował projekt zmian w ustawach
dający tajnym specsłużbom prawo inwigilacji i cenzurowania internetu.
Przypadek?
Pretekstem do przejęcia kontroli nad NASK-iem było odwołanie
poprzedniego szefa tej jednostki naukowej po kontroli finansowej.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło konkurs na nowego
dyrektora. W ostatnim dniu konkursu przedłużono go o kolejne dni.
Działo się to wszystko w październiku. W tym samym czasie co wybuch
afery hazardowej. Gdy przedłużono konkurs swą kandydaturę zgłosił
oficer ABW, płk. Michał Chrzanowski, szef Departamentu Bezpieczeństwa
Teleinformatycznego tej tajnej służby. Kandydatów na nowego dyrektora
NASK oceniała pięcioosobowa komisja konkursowa powołana przez ministra
nauki i szkolnictwa wyższego. ABW do komisji `wsadziła' dwóch swoich
ludzi, w tym podwładnego płk. Chrzanowskiego. Oficjalnie
reprezentowali ministerstwo nauki. Wyniki konkursu były w tej sytuacji
do przewidzenia.
Komisja konkursowa za najlepszą kandydaturę uznała oczywiście osobę
czynnego oficera tajnej policji. Wyniki konkursu ogłoszono w połowie
października tego roku. Ostateczne słowo należało do minister nauki i
szkolnictwa wyższego p. Barbary Kudryckiej. Ta zwlekała miesiąc z
mianowaniem. W tym czasie rozwijała się afera hazardowa, a premier
Tusk ogłosił plan likwidacji hazardu m.in. w internecie. W rządzie
trwały intensywne prace nad odpowiednią ustawą. Projekt zakładający
inwigilację i cenzurę sieci ogłoszono w tym samym mniej więcej czasie
co ostateczne postawienie na czele NASK-u oficera ABW. Minister
Kudrycka powołała płk. Chrzanowskiego na dyrektora NASK 16 listopada
tego roku. Od tej chwili NASK stał się de facto kolejnym departamentem
Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Trzeba sobie uzmysłowić, że polskie domeny internetowe przydziela
teraz ABW. Kupując sobie adres internetowy dajemy zarabiać
specsłużbom. Korzystając z sieci radiowego dostępu do internetu
stworzonej przez NASK korzystamy z infrastruktury całkowicie
kontrolowanej przez tajną
policję. NASK i ABW stały się jednością.
Tymczasem w połowie listopada, premier Tusk ogłosił, iż Urząd
Komunikacji Elektronicznej będzie cenzurować internet i blokować te
witryny, które specsłużby uznają za `strony niedozwolone' w myśl
ustawy. A projekt zakłada, że będą nimi witryny z e-hazardem,
pedofilskie i propagujące faszyzm. O tym jakie to konkretne witryny
znajdą się w tym rejestrze ma decydować ABW i policja. UKE ma
prowadzić jedynie rejestr `usług i stron niedozwolonych' a w ciągu
sześciu godzin od wpisania danej strony do rejestru musi wysłać do
dostawców internetu informację o tym. Ci z kolei natychmiast muszą
zablokować dostęp do tej witryny. Oczywiście definicje jakie strony
internetowe są tymi zakazanymi są rozmyte i nieostre. Projekt prawa
wprowadzał więc po prostu cenzurę, a ze specsłużb robił cenzorów.
Jednak to nie wszystko.
Do projektu wpisano przepisy umożliwiające śledzenie internautów, a
właściwie ich ruchu w sieci bez wyroku sądu. W połowie grudnia dodano
kolejne inwigilujące artykuły. Rząd Tuska chce by policja bez zgody
sądu mogła żądać od operatorów danych każdego internauty, jego numeru
PESEL czy e-maili. Policjant mógłby też sprawdzać, jakie strony
odwiedzał. Dziś też o podobne dane może występować do operatorów
komórkowych czy właścicieli portali, ale w większości przypadków
dopiero z nakazem sądowym. Rząd takie przepisy tłumaczy ochroną
społeczeństwa przed skutkami niektórych negatywnych zjawisk'. Jak w
PRL.
Niepokojące doniesienia dochodzą spod Pałacu Prezydenckiego w
Warszawie. Aresztowany został jeden z gorliwszych obrońców Krzyża,
dziennikarz Rafał Gawroński. Aresztowanie odbyło się dnia 30 lipca
tego roku. Do protestującego dziennikarza podeszły trzy służby: BOR,
WSW i policja. Aresztowano go rzekomo za pomówienie, co jest
ewenementem na skale całej Polski, gdyż jeszcze nigdy z tego powodu
nikogo nie aresztowano. Tak twierdzi też mój kumpel z onetu, który zna
się na prawie i administracji, z racji zawodu. Twierdzi, że rozwój tej
sprawy trzeba obserwować.
Pan Marek Podlecki pisze:
Rafał Gawroński w ciągu ostatniego miesiąca był także reporterem
niezależnego programu internetowego 11 Minut, w którym w dwóch
odcinkach ostro krytykował planowane usunięcie krzyża spod Pałacu
Prezydenckiego. Jak sam twierdził, od dłuższego czasu był ?na oku
służb? ? z uwagi na swoją krytyczną postawę wobec rządów PO oraz
rodzącego się totalitaryzmu. 15 lipca w trakcie realizacji filmu o
historii krzyża w Polsce został na chodniku spisany przez pracownika
BOR, który nie podał żadnego powodu poza tym, że to 'z uwagi na
bezpieczeństwo'.
Link do całości tutaj:
Aresztowany dziennikarz Rafał Gawroński pisał także dla zlikwidowanego
przez hackerów portalu 'Afery prawa', bardzo niewygodnego dla
postkomunistycznych elit i agentury WSI. Portal ten wiele razy był
atakowany przez hackerów z racji tego, że demaskował afery
administracji i systemu prawnego w całej Polsce, a było ich niemało.
To ujawnia, jak traktowana jest w III Rzeczpospolitej Pomrocznej
kwestia wolności słowa i cenzury internetu. Wolności słowa nie ma, a
cenzura internetu istnieje już teraz.
Na sam koniec przypominam wam o trwającym bojkocie koncernu 'Kampania
Piwowarska'. Produkuja oni następujące piwa: Tyskie, Lech, Żubr,
Dębowe Mocne, Redd's, Pilsner Urquell, Peroni, Miller, Gingers, Wojak,
Grolsch. Gorąco zachęcam was do tej akcji i do poszukiwania innych piw
na gorące letnie wieczory. Skąd pomysł tej akcji? Bojkotujemy te piwa
ze względu na bulwersującą profanacje pamięci ofiar tragedii
smoleńskiej, jakiej dopuściła się kampania Piwowarska. Umieścili oni
wielki plakat 'zimny Lech' tuż obok Wawelu, w którym pochowany jest
Prezydent Lech Kaczyński. Do dziś w telewizji emitują reklamówki z tym
hasłem, pomimo tego, że już od dnia 10 kwietnia pojawiały się kawały o
'zimnym Lechu' czy 'kaczce po smoleńsku', którymi podniecają się
degeneraci moralni. Oczywiście, oficjalnie ci ludzie próbują nam
wmówić, że wszystko jest w porządku, że przecież nie chodzi w tym
haśle o zimne zwłoki naszego prezydenta. Jednak prawda jest zgoła
inna, ponieważ w dialogach między sobą ci sami ludzie podniecaja się
hasłami 'zimny Lech' i innymi, doskonale zdając sobie sprawę, że
chodzi tutaj o nawiązanie do zimnych zwłok Prezydenta Lecha. Nie dajmy
się zwieść ich przekonywaniom i przede wszystkim nie dajmy zrobić z
siebie wariatów, co oni chętnie czynią.